Zdjęcia i wiadomości mniej śmieszne...

Status
Zamknięty.
A

Anonymous

A to sprytne Niemiaszki :lanie .Zawsze miałem ograniczoną wiarygodność co do testów prasy niemieckojęzycznej...w każdym porównaniu wygrywa autko naszego zachodniego sąsiada :dziwak .
Osobiście nie mam nic do Golfa poza tym że jest totalnie : oklepany i bezpłciowy.Ze stajni VW podoba mi się tylko i wyłącznie : Scirocco :klawik.
 

antbil007

Bardzo aktywny
Fąfel
Dołączył
11 Czerwiec 2010
Posty
6014
Reakcje/Polubienia
4431
Miasto
Polska
.
Brytyjskie media: Kościół retuszuje zdjęcia. Wesołowski znika jak Trocki

Brytyjski "The Telegraph" dotarł do fotografii, z której usunięto postać arcybiskupa Józefa Wesołowskiego. W jego miejsce pojawił się emerytowany biskup Francisco José Arnáiz. Retusz zdjęcia ma związek z podejrzeniem duchownego o pedofilię. Polak zniknął z fotografii jak niegdyś Lew Trocki - zauważa dziennik na swoich stronach internetowych.

c33eb375bf3a3976da4a1279e6fe57c8.jpg


Sprawę jako pierwsza odkryła lokalna gazeta "La Opinion". Potem temat podchwycił właśnie "The Telegraph". Brytyjski dziennik zauważył, że praktyka retuszowania zdjęć jest znana z reżimów takich jak Korea Północna czy ZSRR. Podobnie było choćby w przypadku Lwa Trockiego, którego masowo wycinano z fotografii po tym, jak Józef Stalin uznał go za wroga Związku Radzieckiego.
Arcybiskup Wesołowski to były nuncjusz apostolski na Dominikanie, odwołany przez papieża w związku z podejrzeniami o pedofilię. 8 stycznia Stolica Apostolska poinformowała polską prokuraturę, że były nuncjusz jako obywatel Watykanu nie może być poddany ekstradycji.
Poinformowano też, że Kongregacja Nauki Wiary, która zajmuje się wszystkimi takimi przypadkami, prowadzi własne postępowanie w sprawie abp. Wesołowskiego. Najwyższą karą kościelną za pedofilię jest wykluczenie ze stanu duchownego.
W tej sytuacji polskie śledztwo dotyczy podejrzenia seksualnego wykorzystywania dzieci przez dwóch polskich duchownych - abp. Wesołowskiego i ks. Wojciecha Gila. Warszawska prokuratura prowadzi je od końca września zeszłego roku.
Prokuratorzy badają, czy zachodzi podejrzenie, że polski duchowny dopuszczał się na Dominikanie pedofilii, za co w Polsce grozi do 12 lat więzienia. Drugim wątkiem postępowania jest przestępstwo utrwalania treści pornograficznych z dziećmi (zagrożone pozbawieniem wolności do 10 lat).
Formalną podstawą wszczęcia tego śledztwa były informacje, jakie prokuratura uzyskała z polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Bogocie, które potwierdziło w prokuraturze na Dominikanie, że prowadzone jest tam postępowanie w sprawie dotyczącej dwóch polskich obywateli.
Prokurator generalny Dominikany przesłał do Polski materiały ws. pedofilii polskich duchownych. Na początku grudnia prokuratura otrzymała tłumaczenia materiałów - ponad 600 stron dokumentów. Są to m.in. ekspertyza informatyka badającego zatrzymane w śledztwie komputery, a także protokoły przesłuchań pokrzywdzonych i świadków, dokumenty bankowe oraz opinia psychologiczna.
Nuncjusz apostolski na Dominikanie abp Wesołowski został w sierpniu odwołany ze stanowiska w związku z oskarżeniami o pedofilię. Podawano wtedy, że Watykan wszczął postępowanie wobec zarzutów pedofilii.
Watykańskie postępowanie w związku z zarzutami wobec abpa Wesołowskiego toczy się w Kongregacji Nauki Wiary, która zajmuje się wszystkimi takimi przypadkami. Najwyższą karą kościelną za pedofilię jest wykluczenie ze stanu duchownego.

źródło: onet.pl
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Skandaliczny film o Orbánie. Manipulacje TVP i ORF
Telewizja publiczna, konkretnie TVP2 wyemitowała wczoraj kuriozalny reportaż, dokument o Węgrzech i Viktorze Orbánie. Musze przyznać, że to dzieło niebywałe. Propagandowy, prymitywny produkcyjniak, przypominający najgorszy styl telewizji z czasów Jerzego Urbana i gorszych - z lat 50. Manipulacja goniła w nim manipulację. Wypowiadali się niemal wyłącznie przedstawiciele jednej strony, wśród których jednym z dwóch głównych komentatorów był skompromitowany kłamca, były socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsany.

W filmie podano wiele nieprawdziwych informacji, manipulowano obrazem, np. często mówiono o bardzo kontrowersyjnych działaniach Jobbiku, pokazując przy tym Orbána (który z Jobbikiem nie ma nic wspólnego) a jako przykład prawicy występował przez dużą część filmu, zwolennik Jobbiku, antysemita-taksówkarz . Przykładów manipulacji tekstem i obrazem mógłbym podać bardzo wiele.

Takich rzeczy nie robiono nawet w telewizji Roberta Kwiatkowskiego. Ten film powinien być pokazywany w szkołach dziennikarskich jako wzór tego, jak można manipulować i fałszować rzeczywistość. Szokujące jest to, że tak nierzetelny, jednostronny film emitowała TVP2 – telewizja publiczna. Oczekuję, że stanowisko w tej sprawie zajmie Rada Etyki Mediów a kierownictwo TVP2 odpowie, dlaczego taki materiał został wyemitowany i kto personalnie o tym zdecydował.

Smutne jest też to, że film powstał w austriackiej telewizji publicznej ORF. Okazuje się, że tam jest jeszcze gorzej. Co prawda nie powinienem się tak dziwić, bo kiedyś miałem okazję rozmawiać z redaktorem naczelnym ORF na temat polskiego kościoła i muszę przyznać, ze poziom jego agresji, brak wiedzy i złe nastawienie, bardzo mnie wtedy zaszokował. Ten pan opowiadał mi o tym, jak bardzo polski kościół jest antysemicki i nie przyjmował żadnych informacji o faktach. Myślałem wtedy, że to przypadek, że trafił się słaby redaktor, miał słaby dzień i temat, o którym ktoś mu naopowiadał nieprawd. Ale ten film świadczy, że to był standard w austriackiej telewizji publicznej.

Nie pociesza mnie to, ze u Austriaków jest gorzej niż u nas za Kwiatkowskiego. To kompromitacja obu publicznych telewizji.

P.S. Dwa dni temu pisałem bardzo krytycznie o energetycznej współpracy rządu Viktora Orbána z Rosją. Zdania nie zmieniłem, ale zabawne jest ile przeczytałem komentarzy – i tu i na twitterze i na innych portalach, które cytowały mój tekst – jak bardzo myliłem się wcześniej w ocenie premiera Węgier. To zabawne, ponieważ nigdzie nie wycofałem się z mojej oceny całego dorobku i politycznej postawyOrbána. W Polsce - podobnie zresztą ja na Węgrzech – możliwe jest wyłącznie albo bałwochwalstwo albo oszalały atak. Krytyczne, niezależne myślenie nie jest w cenie, ale ja szczęśliwie mam ten komfort, że ciągle mogę sobie na to pozwolić. I nie zamierzam z tego rezygnować.
źródło: Igor Janke, salon24.pl
 

programexe

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
6 Sierpień 2010
Posty
776
Reakcje/Polubienia
0
ogladalem tego paszkwila i musze przynac racje Janke takiego g*** nawet w moskwie w latach 40 by nie wymyslili, a napewno pochwalili za dzialalnosc propagandowa, jak widac dla ue to zaden problem by czlowieka "nie wygodnego" czyli sprzecwiajacego sie degaradujacej polityce ue zniszczyc i odsunac od wladzy w kazdy mozlwy sposob, nawet, a w szczeglonosci gdy uzyte w tym "argumenty" nie maja nic wspolnego z prawda. Mozna sobie tylko cos pomyslec o tej calej ue i jak bardzo gdzies maja wszystkie wartosci,europejskie ktore tak chetnie wszystkim kaza glosic.
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Ukraina: Nocne polowanie na Automajdan

W Kijowie w nocy funkcjonariusze oddziałów specjalnych Berkut i współpracujący z władzą dresiarze napadali na uczestników Automajdanu. Co najmniej w czterech miejscach zniszczono samochody uczestników antyrządowych protestów wykorzystujących swoje auta w czasie manifestacji, a ich samych pobito i zatrzymano.

0002RF4IFLTA1851-C116-F4.jpg


Automajdan patroluje w nocy Kijów, ponieważ po mieście chodzą "tituszki" - dresiarze współpracujący z władzami, którzy napadają na osoby wracające z antyrządowych protestów, które mają wstążeczki w barwach narodowych bądź europejskich.

Gdy zatrzymali jedną z grup dresiarzy, ci wezwali Berkut. Funkcjonariusze wyskoczyli z autobusów i zaczęli niszczyć samochody Automajdanu. Do ataków doszło też w kilku innych częściach miasta, niektórzy działacze zostali zatrzymani. Świadkowe zajść mówili korespondentowi Polskiego Radia o wyjątkowo brutalnej napaści funkcjonariuszy Berkutu, którzy rozbijali szyby w samochodach, przewracali opozycjonistów w śnieg i bili.
Manifestanci wzmacniają barykady

Na ulicy prowadzącej do dzielnicy rządowej w Kijowie przez całą noc ze środy na czwartek demonstranci bronili barykady z płonących opon, którą milicjanci próbowali ugasić za pomocą armatek wodnych. Całą noc trwało też wzmacnianie barykad wokół Majdanu.

Słup czarnego dymu z palonych opon unosił się nad centrum Kijowa. Barykada z opon oddzielała grupę kilku tysięcy demonstrantów od sił milicji broniących dostępu do znajdujących się przy ulicy Hruszewskiego siedzib rządu i parlamentu. Zebrali się tam najbardziej radykalni, w większości młodzi demonstranci uzbrojeni w pałki i pręty; na głowach mieli kaski budowlane, narciarskie lub motocyklowe. Wielu z nich było w maskach przeciwgazowych. Młodzi ludzie przez całą noc rzucali w kierunku sił milicyjnych kamienie i petardy. Odpalali też race i sztuczne ognie.

Milicjanci, których przez gęsty dym prawie nie było widać, próbowali ugasić płonące opony strumieniami wody z armatek wodnych. Demonstranci nie pozwolili jednak ugasić ognia, dorzucając do niego kolejne opony. Kilkunastu z nich bez przerwy uderzało drewnianymi pałkami w beczki i kawałki blachy. Hałas mieszał się z odgłosami wybuchów.

Wielu manifestantów pracowało przy wzmacnianiu barykad wokół placu, dokładając do nich kolejne worki wypełnione śniegiem i lodem. Barykady zostały wzmocnione tak, aby nie mogły przejechać tam wozy opancerzone czy czołgi.
Funkcjonariusze specjalnie celują w oczy

Zamieszki na ulicy Hruszewskiego trwają czwartą noc. Demonstranci rzucali koktajle Mołotowa w stronę milicjantów i żołnierzy wojsk wewnętrznych, a ci odpowiadali granatami hukowymi i gumowymi kulami. Do prowizorycznego punktu medycznego zgłosiło się prawie 50 osób, wielu z nich ma uszkodzone oczy. Manifestujący twierdzą, że funkcjonariusze specjalnie w nie celują. Ranni boją się jechać do szpitali, ponieważ tam wszystkich zatrzymuje milicja.

W antyrządowych zamieszkach w Kijowie zginęło dotąd pięciu demonstrantów. Do starć z oddziałami specjalnymi milicji Berkut dochodzi od niedzieli w rejonie dzielnicy rządowej.
źródło: interia.pl
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
i coś na naszym podwórku:
Prof. Legutko: Miejsca na filozofię w dzisiejszym systemie nie ma, bo resort nie wie co pożytecznego wniesie ona do produkcji masy źle wykształconych, lecz niezbędnych absolwentów

871acb824fb698d9f0233bdb91ce0e22.jpg


Ogólna formacja umysłowa nie jest już celem polskich uczelni. Jest nim natomiast 
po pierwsze, produkowanie możliwie licznej rzeszy kiepskich absolwentów. 
A po drugie, produkowanie pewnej liczby specjalistów 
o dużych kompetencjach 
– pisze prof.Ryszard Legutko na łamach "Rzeczpospolitej".

Analizując kondycje nauczania filozofii na polskich uczelniach w II RP i czasach PRL naukowiec stwierdza:

W czasach II Rzeczpospolitej filozofia miała się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Kłopoty, i to poważne, zaczęła mieć po drugiej wojnie wraz z powstaniem PRL. Dość szybko zabrano się do przeganiania najwybitniejszych filozofów z uczelni lub zmuszanie ich do upokarzających koncesji na rzecz nowej ideologii i nowego ustroju.

Jednak, jak zauważa, zamysł nowej władzy nie całkiem się powiódł:

Rzeczywistość okazała się jednak nie tak łatwa do opanowania, jak sądzili sternicy nowego ustroju. Po kilku latach starzy profesorowie wrócili na uczelnie, a chociaż niektórych z nich znowu szybko odsunięto (jak na przykład Izydorę Dąmbską), to przecież ta stara kadra sprawiła, że filozofia, mimo iż była na pierwszej linii ideologicznego frontu, nigdy nie upadła w PRL-u tak nisko jak na przykład ekonomia.

Jednak wykładowcy filozofii z ulgą przyjęli zmianę ustroju.

Gdy komunizm upadał, wielu uważało – w tym piszący te słowa – że wreszcie po trudnym okresie filozofia odzyska swoją pozycję, taką, jaką miała w II RP, i że nie będzie się musiała rozwijać wbrew państwu, ale pod jego troskliwą opieką. Początki były rzeczywiście obiecujące, lecz po kilku latach stało się jasne, że III RP nie darzy filozofii sympatią. Zaczęło się od problemu praktycznego. Kto ma płacić za nauczanie filozofii na wszystkich kierunkach i wydziałach?

Tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna.

Rola historii filozofii, w kształceniu i w podejściu do problematyki filozoficznej, wyraźnie osłabła. Nauczanie filozofii zmieniło się w nauczanie pewnych konkretnych, dość ściśle oddzielonych od siebie wąskich dziedzin, a specjaliści od tych dziedzin już coraz mniej mieli sobie nawzajem do powiedzenia.

- pisze autor artykułu. I wyjaśnia:

Ostatnia reforma szkolnictwa wyższego przypieczętowała powyższe tendencje, zarówno dla filozofii, jak i dla wszystkich uczelni. Wprowadzona regulacja mówiąca o tym, że kto chce studiować filozofię jako drugi kierunek, ten musi zapłacić, jest logicznym następstwem ukrytego, ale kluczowego założenia dla całego systemu kształcenia. Założenie to mówi, że ogólna formacja umysłowa nie jest już celem polskich uczelni. A co jest tym celem? Cel – powtórzmy, bo nigdy dość tego powtarzać – jest podwójny. Po pierwsze, produkowanie możliwie licznej rzeszy kiepskich absolwentów, ponieważ ich możliwie wielka ilość zapewnia uczelni przetrwanie, a możliwie wysoka jakość temu przetrwaniu zagraża. Po drugie, produkowanie pewnej ilości specjalistów o dużych kompetencjach. Na razie pierwszy cel został osiągnięty. Co do drugiego, to przyjdzie poczekać jeszcze na polskie Noble, ale na razie wszystko wskazuje, że ilość wybitnych akademików to mniej więcej stała proporcja niezależnie od desperackich ruchów kolejnych ministrów.

Miejsca na filozofię w tak funkcjonującym systemie nie ma, bo resortowi trudno odpowiedzieć na pytanie, co pożytecznego wniesie wzmocnienie roli filozofii do produkcji masy źle wykształconych, lecz niezbędnych w swej ilości absolwentów i do produkcji specjalistów. A jeśli nic nie wniesie lub wniesie rzecz dzisiaj tak śmiesznie ulotną i tak mało cenioną jak kultura umysłowa, to po co za taką ekstrawagancję płacić?

Na koniec zaś stawia retoryczne pytanie:

Czy zatem ostatnia akcja obywatelska obrony filozofii na uczelniach nie ma sensu? Wprost przeciwnie. Sens ma wielki, lecz jej szanse są znikome, o ile nie zmieni się u nas sposób myślenia o szkolnictwie wyższym. Obawiam się jednak, że to jest znacznie trudniejsze niż uratowanie filozofii w Białymstoku. Ale próbować trzeba.

- podsumowuje prof. Legutko.
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
po co nam jeszcze rozterki jak można być szczęśliwym robotem :szydera
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Teraz ja opanowuje posta :dziwak
Norweski rząd też obwinia Polaków za nadmierne wykorzystywanie zasiłków

Po Holandii i Wielkiej Brytanii w kolejnym kraju Europy Zachodniej pojawiają się nastroje niechętne imigrantom. Tym razem chodzi o Norwegię, z której gastarbeiterzy mają wysysać pomoc społeczną, choć dane statystyczne tych obaw nie potwierdzają.

Konserwatywny rząd premier Erny Solberg utrzymuje się przy władzy jedynie dzięki poparciu mniejszościowego koalicjanta, antyimigranckiej Partii Postępu (PP). – Powinniśmy powstrzymać wywóz z kraju środków pochodzących z pomocy socjalnej. Musimy mieć świadomość skali tego zjawiska – stwierdził niedawno wywodzący się z PP minister pracy Robert Eriksson, mówiąc o 7,5 mld koron (3,6 mld zł) eksportowanych w skali roku. Oznaczałoby to wzrost od 2004 r. o 75 proc.

Eriksson poparł jednocześnie pomysł jednego z prawników, by świadczenia socjalne wypłacać proporcjonalnie do wysokości kosztów utrzymania w kraju, do którego pieniądze mają ostatecznie trafić. W Norwegii starając się o zasiłek, należy poinformować urząd, że zamierza się go przetransferować za granicę. Wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się poprzedni premier Jens Stoltenberg. – Polityka rządu jest archaiczna, coraz mniej się opłaca pracować. Przedłużanie takiej praktyki prowadzi do zwiększenia eksportu zasiłków, ponieważ ich poziom jest wyższy niż minimalne wynagrodzenie w Polsce – tłumaczył były szef rządu.

W reakcji na rewelacje Erikssona tabloid „Dagens Næringsliv” postanowił przyjrzeć się danym jego resortu. Okazało się, że z 7,5 mld koron wysysanych z Norwegii aż 90 proc. trafia na konta… samych Norwegów, przede wszystkim 55 tys. emerytów spędzających jesień życia w cieplejszych częściach świata. Udział Polaków jest niezauważalny. W 2012 r. pieniądze z socjalu wysłało do Polski jedynie 418 gastarbeiterów. Tymczasem Polacy stanowią największą grupę obcokrajowców w Norwegii, szacowaną na 77 tys. osób.

W obronie imigrantów stanęła Lewica (Venstre). – Problem rozdmuchany przez rządzących jest marginalny. Mówimy o liczbach z granicy błędu statystycznego – mówił „Dagens Næringsliv” Sveinung Rotevatn z Venstre. W podobnym tonie wypowiada się Borys Borowski, dyrektor firmy Polish Connection, pomagającej przy formalnościach związanych z życiem i pracą w Norwegii. – Zasiłki otrzymują tylko ci, którzy odprowadzają składki na ubezpieczenie społeczne. Świadczenia im się należą, tak jak każdej innej osobie odprowadzającej podatki w tym kraju – mówi nam Borowski.

Norweska dyskusja wpisuje się w coraz gorszy dla imigrantów klimat w innych krajach Europy. Na przełomie roku debatę w tej sprawie rozpoczął brytyjski premier David Cameron. – Są kraje europejskie, które tak jak ja uważają za niewłaściwe, byśmy komuś z Polski, kto tutaj przyjeżdża i – co popieram – ciężko pracuje, musieli płacić dodatek na dziecko dla jego rodziny w Polsce – mówił Cameron w wywiadzie dla BBC. Nieco bardziej ostrożną linię przyjął rząd w Berlinie. Na początku stycznia współrządząca partia CSU zaproponowała wydalanie z Niemiec osób, które dopuszczą się wyłudzenia świadczeń socjalnych.

Ze sprzeciwem, tak polskiego rządu, jak i Brukseli, spotkały się zwłaszcza słowa Camerona. Minister Radosław Sikorski dowodził np., że polscy imigranci zostawiają w brytyjskim budżecie dwukrotność tego, co pobierają w formie świadczeń. Z jego zdaniem zgadza się Rotevatn. – Norwegia to chyba jedyny kraj świata, który zapewnia świadczenia chorobowe odpowiadające 100 proc. pensji. To sprawia, że mamy największą absencję zdrowotną spośród państw OECD. Wydatki z tym związane pięciokrotnie przewyższają wartość świadczeń eksportowanych za granicę – podkreślał polityk.

Autor: Damian Furmańczyk
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!

Wychodzi na to, że Polacy są przyczyną kryzysu w Europie Zach.
:papież :co jest?
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Do 25 proc. żywności w Polsce to produkty fałszowane

W ciągu ostatnich dwóch lat wybuchły afery w branży, ale konsekwencji nie wyciągnięto.

Nawet do 25 proc. żywności znajdującej się w obrocie pochodzi z szarej strefy – wynika z szacunków Polskiej Federacji Producentów Żywności. Mowa o produktach, które nie tylko podszywają się pod znane marki lub są wytwarzane z surowców innych niż wskazane na etykiecie, ale też są produkowane przez niezarejestrowane podmioty. To oznacza, że w zeszłym roku Polacy kupili zafałszowane produkty oraz pochodzące z niewiadomego źródła o wartości prawie 59 mld zł. Dwa lata temu rynek ten był wart nieco ponad 57 mld zł, a w momencie wejścia naszego kraju do UE – 40–44 mld zł.

– Podrabianie i fałszowanie żywności odbywa się na coraz większą skalę, bo nadal nie prowadzi się walki z szarą strefą. Na dziesięć wykrytych przypadków dziewięć spraw jest umarzanych przez prokuratury ze względu na niską szkodliwość czynu – zauważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Dowodem na to są poważne afery, do których doszło w ostatnich dwóch latach, a w których nie ukarano winnych.

Jak wynika z danych Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, najwięcej nieprawidłowości ujawnianych jest w branżach: mięsnej, rybnej, mleczarskiej, piekarniczej i cukierniczej. – Z fałszerzami walczy też branża alkoholowa. Wartość szarej strefy ocenia się na 18 mln litrów 100-proc. alkoholu, czyli na 15 proc. rynku mocnych alkoholi. Rocznie z tego powodu budżet traci 1,2 mld zł, a branża – 345 mln zł – wyjaśnia Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego. W tym roku, jak dodaje, na skutek podwyżki akcyzy może wzrosnąć nawet dwukrotnie.

Problem narasta też w Unii, gdzie skalę fałszerstw szacuje się na niemal 20 proc. 14 stycznia Parlament Europejski wydał w tej sprawie rezolucję. Chce, by dokładnie oszacowana została skala oszustw i by zostały zwiększone kary dla dopuszczających się ich przedsiębiorców do tego stopnia, by równoważyły możliwe do uzyskania korzyści. Najwyższą karą miałby być zakaz prowadzenia działalności. Obecnie zgodnie z polskimi przepisami na przedsiębiorcę może zostać nałożona co najwyżej kara w wysokości do 10 proc. przychodu osiągniętego w poprzednim roku rozliczeniowym.

– Unijny parlament proponuje, by hurtownie i podmioty handlujące surowcem ponosiły odpowiedzialność na równi z producentami. To efekt badań, które przeprowadzono po aferze z koniną. Okazało się, że pośrednicy zniknęli z rynku, co nie było trudne, bo byli poza nadzorem – podkreśla Gantner.

Wśród propozycji PE jest też utworzenie zespołu ds. oszustw w branży spożywczej na terenie UE, włączenie w ściganie Europolu i przygotowanie sędziów, którzy byliby w stanie rozpatrywać sprawy dotyczące prawa żywnościowego. W rezolucji znalazł się też postulat, by handel detaliczny ponosił odpowiedzialność za kontrolowanie żywności pod względem zgodności z przepisami dotyczącymi znakowania.

>>> W 2013 r. sprzedaż produktów rolno-spożywczych za granicę była cztery razy większa niż w roku wstąpienia Polski do UE. Polska stała się potęgą w eksporcie żywności. Sprzedaż bije nowe rekordy
Autor: Patrycja Otto
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
 

Mikelonsky

Bardzo aktywny
Dołączył
22 Kwiecień 2011
Posty
152
Reakcje/Polubienia
5
Specjalnie dla Hornet-a

Ten wpis jest specjalnie dla Hornet-a
Chodzi o ten wpis z innej dyskusji:
pogadanka-o-wszystkim-i-o-niczym-chat-f3/podatki-za-internet-t17436-10.html#p98425
Nie będę tam kontynuował dyskusji która nie ma żadnego związku z tematem, zakończyłem tam pisanie.
Tutaj Hornet często się udziela i wiadomość jest mniej śmieszna więc tu pisze.

Bandyci pobili ekspedientkę i jej męża, potem okradli sklep na lubelskich Bronowicach. Policjanci zatrzymali napastników.
W minioną niedzielę, o godz. 18:25 do osiedlowego sklepu weszło dwóch młodych mężczyzn z założonymi na głowę kapturami. Bartosz J. (21 l.) i Marek K. (20 l.) weszli do sklepu Żabka przy ul. Pogodnej w Lublinie jak do siebie. Z półek zaczęli zdejmować alkohole i bezceremonialnie pakować je za pazuchę w przekonaniu, że ekspedientka, pomagająca synowi w prowadzeniu sklepu Zofia Struk (65 l.) i jej mąż Stanisław (72 l.) nie odważą się stanąć na drodze młodym i silnym rzezimieszkom.Kiedy jednak małżonkowie zaczęli bronić swojego, dotkliwie ich pobili.
Bandyci na jej oczach ściągnęli z półki kilka butelek piwa i szli już w kierunku drzwi. – O co to, to nie – pomyślała ekspedientka i własnym ciałem zasłoniła wyjście. To nie otrzeźwiło napastników. Wypchnęli ją ze sklepu i zaczęli bić nie patrząc, że są od niej więksi i dużo młodsi.

- Resztki włosów stanęły mi na głowie, gdy to zobaczyłem. Biją moją Zosię – wspomina pan Stanisław, który bez chwili wahania ruszył na pomoc żonie. Ale co on mógł zrobić?

Bandyci ponownie weszli do sklepu i z półek zabrali kilka butelek wódki, piwa oraz papierosy - informuje mł. insp. Janusz Wójtowicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.

Bandyci jeszcze raz zaatakowali parę. Uderzyli kobietę puszką piwa. Ekspedientka i jej mąż z siniakami i potłuczeniami są nadal pod opieką lekarzy.


Jest nawet wideo z monitoringu dołączone do informacji, wystarczy poszukać.
Hornet, to są ludzie którzy walczą o Polskę !
Bartosz i Marek to prawdopodobnie rewolucjoniści którzy z chęcią wzniecą tak miły Tobie radykalny bunt bo już walczą z niesprawiedliwą rzeczywistością.
 
A

Anonymous

Mikelonsky-nie bój się !! Jak przyjdzie co do czego to zamkniesz się na bazie i zasuniesz rolety...nikt Cię na siłę na ulicę nie wyciągnie :szydera Nie musisz swojego strachu przysłaniać infantylnymi informacjami o osiedlowej bandyterce :dziwak
Nie wiesz,to Ci przedstawię obrazowo jak wygląda sprawiedliwy bunt Oburzonych :klawik. :

MpXNl9f.jpg

Xhh8bBT.jpg

2ZwUvzd.jpg

9gnkKJU.jpg

MljaN1u.jpg

Tw2PBhz.jpg
 

Mikelonsky

Bardzo aktywny
Dołączył
22 Kwiecień 2011
Posty
152
Reakcje/Polubienia
5
Hornet, masz racje, boje się sprawiedliwego buntu Oburzonych. Boje się rozwścieczonego tłumu który można kontrolować i pchać do irracjonalnych zachowań, bo tłumem można łatwo manipulować. Niestety nawet w dobie Internetu kiedy łatwiej zdobywać informacje z alternatywnych źródeł.
Ktoś tu pamięta słowa piosenki Mury? (Gintrowski Kaczmarski)
Ja chce zmian, Ty Hornet chcesz buntu i rewolucji.
Nie dogadamy się więc pozdrawiam.
:england
 
A

Anonymous

Mikelonsky-dziękuję za "Mury"-chociaż z Kaczmarskiego najbardziej lubię : "Poczekalnię","Naszą klasę" i "Opowieść pewnego emigranta"
Ale jak już dedykujemy sobie teksty to ode mnie : Róże Europy-"Mamy dla was kamienie",podobnie jak w "Murach"-ponadczasowy tekst :papież .
Również pozdrawiam :francuz .
 
A

Anonymous

Berkut bure suki..


Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!

Nie wiem czy zdajemy sobie sprawę, zajścia na Majdanie kończą się śmiercią.
Ludzie są porywani, wywożeni torturowani.
W nocy w jednym z kijowskich szpitali doszło do przepychanek między funkcjonariuszami Berkutu, a aktywistami Auto-Majdanu. Jak poinformował ukraiński deputowany Lesia Orobets, funkcjonariusze wkroczyli do lecznicy, żeby zabrać znajdujących się tam rannych. Część wywieźli w nieznanym kierunku.

Odnalazł się porwany działacz Majdanu. Los jego kolegi jest nieznany.
Ciężko pobity, ale żywy - porwany aktywista Majdanu Ihor Łucenko został wypuszczony na wolność. Przez kilkanaście godzin znęcali się nad nim przeciwnicy antyrządowych manifestacji. Nie wiadomo nadal, gdzie jest uprowadzony wraz z nim kolega.

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
Teraz już wiemy
Ciało zakatowanego na śmierć aktywisty protestów antyrządowych na Majdanie Niepodległości w Kijowie odnaleziono w pobliżu wsi w okolicach stolicy Ukrainy. Jest to 51-letni Jurij Werbicki, porwany wcześniej przez nieznanych sprawców z jednego ze szpitali.

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
 

programexe

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
6 Sierpień 2010
Posty
776
Reakcje/Polubienia
0
troche z innej beczki, a co do ukraniny to cos mi sie wydaje, ze to robota "przyjaciół" ue i ich agentów, jesli nie udało się oficjalnie przez podpisanie porozumienia to moze zmienimy wladze na "swoje" przez rozruchy, przeciez widac co tam sie dziej i nie trzeba byc tuskiem by widziec , ze jest to bardzo dziwne.

Wszyscy pamiętamy, że jednym z głównych argumentów za wprowadzeniem Stanu Wojennego w Polsce w 1981 roku było uniknięcie interwencji zbrojnej z państw ościennych zwanej eufemistycznie "bratnią pomocą". Jednak w rzeczywistości było wręcz przeciwnie i to Jaruzelski domagał się wkroczenia obcych armii i pomocy Wojsku Polskiemu. Okazuje się, że nasi rządzący przygotowali właśnie ustawę, która zezwala na taką "bratnią pomoc" w czasach dzisiejszych.

Tajemnicza ustawa nr 1066, była już kiedyś procedowana w polskim parlamencie, ale słuch o niej zaginął. Wróciła jednak do Sejmu 9 stycznia, a już 10 stycznia została niezwłocznie uchwalona. Fakt, że nie informują o tym media głównego nurtu świadczy paradoksalnie, że waga tego aktu prawnego może być znacząca.

Z ustawy wynika, że na terenie Polski będą mogły funkcjonować siły zbrojne i służby obcych państw. Jako cel takiej obecności przedstawia się pomoc służbom polskim w wyjątkowych sytuacjach. Może to być mecz międzypaństwowy w piłkę nożną, ale i zamieszki. Co więcej funkcjonariusze obcych służb, policji czy wojska, będą mogły zatrzymać każdego z nas i nie wiadomo, według jakich procedur ma się to odbywać.

Środowiska patriotyczne wietrzą w tym kolejne pozbawienie fragmentu suwerenności Polski i wskazują, że może to prowadzić do powstawania groźnych dla państwowości precedensów. Niektórzy zwracają uwagę, że pośpieszne uchwalenie tej ustawy może się wiązać z sesją wyjazdową izraelskiego Knessetu, która ma się odbyć w Krakowie 27 stycznia.

Być może dlatego uchwalono ją tak szybko, aby zalegalizować pobyt w Polsce izraelskiej armii i służb specjalnych. Wiadomo zresztą, że uzbrojeni strażnicy często towarzyszą żydowskim wycieczkom w okolicach Krakowa. Nikt nie był do tej pory w stanie powiedzieć na podstawie jakich przepisów chodzą po Polsce funkcjonariusze MOSSAD z bronią automatyczną, teraz jest akt prawny, który to legalizuje.

Trzeba przyznać, że podobnie stało się przed pierwszym rozbiorem Polski, wtedy też zezwolono na stacjonowanie wojsk rosyjskich. Tym razem ustawa jest tak szeroko sformułowana, że jako bratnia pomoc może do nas przyjechać na przykład kilka tysięcy żołnierzy rosyjskich i o ile skoszaruje się ich w jednym miejscu będzie się to dało zalegalizować. Polskie włądze będą mogły korzystać z "bratniej pomocy" gdy na przykład w kraju rozpoczną się wielkie protesty biedniejącej ludności.

Taka ustawa jest czymś wysoce niebezpiecznym i rozumieją to liczące się państwa w UE, które nie posiadają takich przepisów. Z zapisów aktu prawnego wynika, że uprawnienia obcych służb będą praktycznie takie jak policji, czy żandarmerii wojskowej. Służby obcych państw będą mogły nas zatrzymać i aresztować na 48 godzin. Będą mogły również stosować przymus bezpośredni i będą mieli prawo do użycia broni palnej.

Określono, że obywatel będzie mógł być przetrzymywany do momentu odebrania go przez naszą policję, ale nie określono czasu dokonania takiej czynności, czyli może to trwać dowolnie długo. Co więcej obce służby policyjne, jeśli uznają, że "zachodzi uzasadnione podejrzenie o popełnienie przestępstwa" będą mogły reagować na terenie Polski, nawet bez powiadamiania naszej policji. Niektórzy sugerują, że pomoże to obejść konieczność stosowania nakazów sądowych. Innymi słowy, do domu każdego z nas mogą zapukać smutni panowie z obcych służb i będzie to legalne.

Zdumiewające jest, że nie słychać na ten temat nic w środkach masowego przekazu. Jak zwykle media potrafią poświęcać bardzo dużo czasu na rzeczy nieistotne i zupełnie pomijać te kluczowe. Można powiedzieć, że jest to co najmniej zastanawiające i wskazuje nam na to jaką jakość przekazu zapewniają oficjalne szczekaczki.
Źródło: premier.gov
 
A

Anonymous

Zakładam odwrotnie.
Jest jeden, podstawowy powód tchórzliwego milczenia euro-idiotów i rodzimych rabów ws.Ukrainy.
Decydent rezyduje na Kremlu.
Rosja straszy Ukrainę i ostrzega, że otrzymanie przez Ukrainę rosyjskiego kredytu zależy od tego, na jakie ustępstwa wobec opozycji pójdzie Janukowycz.
 
Status
Zamknięty.
Do góry